Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
owaką pogonię, niech tylko się pokaże.
- Uważaj. Ona zadaje się z takimi, co kości potrafią połamać, jak im się kto narazi.


- Poproszę kucharkę, żeby dała trochę marchwi. Oskrobie się i będzie miał mały co do roboty. A może zabawkę jaką trzeba by mu sporządzić. Coś wymyślimy.
- Takie dwuletnie dzieciaki już szczebioczą, a ten wciąż milczy.
- Do kogo ma mówić? Prawie stale jest sam. Jak ona go nazywa?
- Wołodieńka.
Przyglądały się chłopaczkowi, który wcale nie był chudy, miał pulchne rączki, pyzate liczko i mądre oczy. Przez uchylone okna nadleciał odgłos szybkich, dźwięcznych uderzeń w szynę.
- Dzwonią do roboty - powiedziała Jaśka.
- Już rąk
owaką pogonię, niech tylko się pokaże.<br>- Uważaj. Ona zadaje się z takimi, co kości potrafią połamać, jak im się kto narazi.<br><br><br>- Poproszę kucharkę, żeby dała trochę marchwi. Oskrobie się i będzie miał mały co do roboty. A może zabawkę jaką trzeba by mu sporządzić. Coś wymyślimy.<br>- Takie dwuletnie dzieciaki już szczebioczą, a ten wciąż milczy.<br>- Do kogo ma mówić? Prawie stale jest sam. Jak ona go nazywa?<br>- Wołodieńka.<br>Przyglądały się chłopaczkowi, który wcale nie był chudy, miał pulchne rączki, pyzate liczko i mądre oczy. Przez uchylone okna nadleciał odgłos szybkich, dźwięcznych uderzeń w szynę.<br>- Dzwonią do roboty - powiedziała Jaśka.<br>- Już rąk
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego