ciężko opartych o usłużne ramiona, kładziono obok mnie. Spojrzenia początkowo obojętne, przyćmione bólem lub troską, po kilku lub kilkunastu godzinach przylegały do mojej twarzy z nadzieją, z ciekawością. Ręce wyciągały się ku mnie z drobnym prezentem, z jabłkiem albo kawałkiem czekolady, płynęły słowa. Słuchałam tych spowiedzi z uwagą i wdzięcznością, szeregowałam fakty, układałam z faktów najbardziej fascynującą z wszystkich historii - ludzkie życie. I kiedy przed zgaszeniem świateł poprawiano poduszki pod moimi bolącymi plecami, myślałam bez niechęci o tym, że jutro znowu będzie dzień.<br>Życie nie pozwalało się przekreślać. Karmiło nadzieją najbardziej woskowe z postaci ludzkich. Tam gdzie unosiły się ręce, uchylały