Kwalifikacyjnej, przyznaje rację tak Kozłowskiemu, jak i Anklewiczowi. - Anklewicza zweryfikowano, i to pozytywnie, właściwie "z rozpędu", na podstawie akt. Potem zorientowaliśmy się, że on w ogóle nie pasował do przepisów, gdyż pracował w gabinecie ministra i ze struktur Służby Bezpieczeństwa wyszedł rzeczywiście w r. 1982. Ten przypadek był zresztą tematem szerszej dyskusji nad zasadami kwalifikacyjnymi.<br><br>Piotr Niemczyk w sprawie Anklewicza ma jasne zdanie. - Ja poważnie traktuję grubę kreskę, jeżeli oddamy się rozliczeniom, to ugrzęźniemy w gnoju. Przeprowadzając kwalifikację, daliśmy ludziom szansę i powinniśmy szanować własne decyzje, a nie traktować ich jak obywateli II kategorii. Od r. 1991 przestałem więc dzielić ludzi