u zamykających się drzwi, i stał tak długo.<br> <page nr=169> <tit>"NIEZWYCIĘŻONY"</><br>Pierwsze dwa łaziki stoczyły się z pochylni o świcie. Podsłoneczne zakola wydm były jeszcze czarne ciemnością nocy. Pole otwarło się, dając drogę maszynom, i zamknęło, błyskając niebieskimi światłami. Na tylnym stopniu trzeciego, tuż u rufy krążownika, w kombinezonie, bez hełmu i szkieł ochronnych, tylko z małą maską aparatu tlenowego na ustach, siedział Rohan, obejmując kolana splecionymi rękami, bo tak wygodniej było mu patrzeć na skaczącą wskazówkę sekundnika.<br>W lewej górnej kieszeni kombinezonu miał cztery ampułki zastrzyków, w prawej - płasko sprasowane tabletki koncentratu odżywczego, a kieszenie nakolanników wypełniały drobne instrumenty: wskaźnik promieniowania, mały