Ponieważ wydało mu się, że mogą się multiplikować w nieskończoność, wycofał się pospiesznie. Wyzwiska ścigały go jeszcze dobrych kilkadziesiąt metrów. Otrząsnął się dopiero na ruchomych schodach. W podziemiach było wreszcie trochę chłodniej, z delikatnie piwnicznym powiewem zgnilizny. Straszny ból głowy. Torba jest. Na stopniu. Na nodze jakiejś dziewczyny. Przepraszam. Nie szkodzi. Obróciła się w jego stronę. Chyba ona. Raczej tak, na pewno tak.<br>- Cześć, nie byłem pewien, czy to ty. Z profilu.<br>- Ja też, trochę się zmieniłeś.<br>- Mniej włosów.<br>- No właśnie.<br>- A ty prawie w ogóle się nie zmieniłaś.<br>- Kupę lat, ile?<br>- Siedem, chyba siedem, może osiem. Nie, raczej siedem.<br>- Szkoda