przeto, ilekroć się zbliżam do miejsc wiążących się z bytnościami ojca w Rzymie, doznaję delikatnego ukłucia w sercu. Koło Hotelu Borromini nie zatrzymuję się. A kiedy mnie pan Szumowski przy każdym posiłku przeprasza, że znowu nie może towarzyszyć mi do dawnego "Apolinarego", pocieszam go szczerze, zapewniając, że to nic nie szkodzi.<br>W pensjonacie, oczywiście, żadnych podziałów na tury. Jemy wszyscy o tej samej porze. Rozmawiamy sobie jak w okresie poprzedzającym zastój. Różne tematy jednak omijamy. Nikt nie pyta, gdzie się podziewałem przez tydzień. O przyczynach, które kazały mi zmienić pierwotny plan wyruszenia dalej od razu po powrocie do Rzymu, ani słowa