latarni, tępym krokiem spacerował żandarm w niebieskim płaszczu, pilnujący szkoły. Nad ulicą, nad światłem latarni, nad stromym dachem wtulonej w mur szopy szedł z szumem wiatr, niósł dym pociągów, gnały pierzaste obłoki, a nad wiatrem i chmurami drżało niebo głębokie jak dno ciemnego potoku. Księżyc prześwitywał przez chmury jak złoty szmat piasku.<br>Maria uśmiechnęła się czule.<br>- Wiesz dobrze, że sama rozwiozę - rzekła z wyrzutem, podając mi usta do pocałunku. Wielki, czarny kapelusz ocieniał jej twarz jak skrzydłem. Była o pół głowy wyższa ode mnie. Nie lubiłem przy obcych jej pocałunków.<br>- Widzisz, solipsysto poetycki, co może miłość - rzekł pogodnie Tomasz. - Bo miłość