gdzieś w trawie. Przecież pan nas tak długo prowadził, że można było zemdleć. Lusiu, ty się nie bój, bo ten pan nic nam nie zrobi, bo on nie jest morderca, tylko taki, co kradnie, ten pan brzydzi się morderstwem i dzieciobójstwem.<br>W tym miejscu szlachetna oracja Jasia znów została zatamowana szmatą, a potem doradzono im: <br>- A zaduście się tu, smarki jedne, żeby wam gały powyłaziły - i jeszcze oddalające się kroki, trzask suchych gałęzi pod stopami i cisza. <br> Lusiowi na pewno kapały łzy, ale Jaś zawzięcie pracował całym ciałem i językiem. Już było zupełnie ciemno, bo księżyc zaszedł. Było także dość zimno