Typ tekstu: Książka
Autor: Dymny Wiesław
Tytuł: Opowiadania zwykłe
Rok wydania: 1997
Rok powstania: 1963
ni zowąd zadzwonił budzik na kredensie. A Rabin
szedł i szedł. Wreszcie na dole usłyszałem rozmowę i dowiedziałem się,
że Rabin usiadł na ganku, żeby patrzeć. Teraz to miał na co patrzeć.
Teraz wszystko się zmieniało co sekunda. W jednej sekundzie ludzie,
którzy żyli i rozmawiali, zmieniali się w martwe szmaty, nikomu do
niczego nie przydatne. Własowcy to były świnie. To nie zwierzęta, tak
jak Niemcy, to świnie. Oni babrali się w swych świństwach. Potrafili
Żyda przywiązać do konia i póty wlec po ziemi, aż rozleciał się w
drobne kawałki. Jedną kobietę, co się szarpała, pchnęli bagnetem w
pierś. Ten, co
ni zowąd zadzwonił budzik na kredensie. A Rabin<br>szedł i szedł. Wreszcie na dole usłyszałem rozmowę i dowiedziałem się,<br>że Rabin usiadł na ganku, żeby patrzeć. Teraz to miał na co patrzeć.<br>Teraz wszystko się zmieniało co sekunda. W jednej sekundzie ludzie,<br>którzy żyli i rozmawiali, zmieniali się w martwe szmaty, nikomu do<br>niczego nie przydatne. &lt;orig&gt;Własowcy&lt;/&gt; to były świnie. To nie zwierzęta, tak<br>jak Niemcy, to świnie. Oni babrali się w swych świństwach. Potrafili<br>Żyda przywiązać do konia i póty wlec po ziemi, aż rozleciał się w<br>drobne kawałki. Jedną kobietę, co się szarpała, pchnęli bagnetem w<br>pierś. Ten, co
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego