nisko nad rzeką, roztaczającą pawie ogony tłustych plam. Pawie oka mrugają do mnie złotymi błyskami i rudymi błyskami, i ciemnozielonynymi, i błękitnymi, a ja rozczapierzoną gałęzią mieszam i rozbijam te cuda, z którymi nie równa się żadne malarstwo świata.<br>To jedno oczarowanie.<br>A drugie - że po dachach tych pachnących smołą szop można biegać<br>i tańczyć, i bawić się w napad Indian, skacząc w dół na wioskę traperów. Moi kuzynkowie urządzają tam wielkie bitwy na kamienie, które ja muszę zbierać i podawać, bo jestem łajzą i ciurą obozowym, co nigdy nie dostąpi<br>awansu. Witek i Anka na jednym daszku, Jerzyk i Ala