jeszcze dzień. - Popluł w żylaste, wykrzywione dłonie, zżarte od cementu i wapna, i gipsu.<br>- Ano, <orig>będziem</> zdejmować. - Wlazł na wóz, rozplątał sznury i począł podawać jedno po drugim krzesełka, wazony, poduszki, kosze z bielizną, pudła staroświeckie, osznurowane książki. Chwytaliśmy je z Tomaszem i na cztery ręce wnosiliśmy do zatęchłej, ciemnej szopy, układając towar na betonie między workami z na wpół skamieniałym cementem, stosem cuchnącej smołą czarnej papy a kupą suchego wapna przeznaczonego na detaliczną sprzedaż chłopom. Wapno cienkim pyłem unosiło się w powietrzu i gryzło nieznośnie nozdrza. Tomasz sapał spazmatycznie. Był chory na serce.<br>- Powiedz pan, po co ją kierownik wziął