Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Morze
Nr: 10
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1961
i burze
Po dwóch miesiącach wykładów i wykazania przez wykładowców maksimum dobrej woli zmierzającej do wtłoczenia nam w głowy materiału, który starczyłby na dobre 3 lata studiów, dobiliśmy do portu. Teraz dopiero się zacznie: cumy rzucone, ale z wyładunkiem będzie nieco kłopotu. Dopiero teraz się okaże, który z nas dobrze "sztauował" i bez przeszkód "swój towar" odda odbiorcy. Wszystko zaczęło się tak jak wszędzie. Od rana komisja zasiadła w salach, a biedni delikwenci czekali na swoją kolejkę. Oto nerwowo skubiąc podbródek czeka kolega, który przez "piętnaście lat" je morski chleb. Jakoś dziwnie zbladł, a w oczach oznaki niepokoju.
- Franek, coś tak
i burze&lt;/tit1&gt;<br>Po dwóch miesiącach wykładów i wykazania przez wykładowców maksimum dobrej woli zmierzającej do wtłoczenia nam w głowy materiału, który starczyłby na dobre 3 lata studiów, dobiliśmy do portu. Teraz dopiero się zacznie: cumy rzucone, ale z wyładunkiem będzie nieco kłopotu. Dopiero teraz się okaże, który z nas dobrze "&lt;orig&gt;sztauował&lt;/&gt;" i bez przeszkód "swój towar" odda odbiorcy. Wszystko zaczęło się tak jak wszędzie. Od rana komisja zasiadła w salach, a biedni delikwenci czekali na swoją kolejkę. Oto nerwowo skubiąc podbródek czeka kolega, który przez "piętnaście lat" je morski chleb. Jakoś dziwnie zbladł, a w oczach oznaki niepokoju. <br>- Franek, coś tak
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego