Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Morze
Nr: 10
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1961
się bardzo, saneczkując na brzuszkach z szybkością ośmiu kilometrów na godzinę. Czasem w niewielkiej odległości od gniazd zatrzymują się naraz i zmęczone długą, ciężką podróżą zasypiają, jakby musiały nabrać sił przed nowym etapem życia.
Stoimy na wpół ukryci za skałą. Nie mamy odwagi poruszyć się, rozmawiać głośno. Na suchy trzask sztormowej zapałki dziesiątki oczu zwracają się znów w naszą stronę. Tu i ówdzie rozlega się ostrzegawczy, przeciągły syk. Lepiej wyrzec się papierosa.
- Straszne z nich zawadiaki - mówi szeptem biolog. - Skarżą się na nie wszyscy nasi kierowcy. Stanie sobie taki malec na drodze, przed samym ciągnikiem. Szofer odgania go, straszy, krzyczy, włącza
się bardzo, saneczkując na brzuszkach z szybkością ośmiu kilometrów na godzinę. Czasem w niewielkiej odległości od gniazd zatrzymują się naraz i zmęczone długą, ciężką podróżą zasypiają, jakby musiały nabrać sił przed nowym etapem życia. <br>Stoimy na wpół ukryci za skałą. Nie mamy odwagi poruszyć się, rozmawiać głośno. Na suchy trzask sztormowej zapałki dziesiątki oczu zwracają się znów w naszą stronę. Tu i ówdzie rozlega się ostrzegawczy, przeciągły syk. Lepiej wyrzec się papierosa. <br>- Straszne z nich zawadiaki - mówi szeptem biolog. - Skarżą się na nie wszyscy nasi kierowcy. Stanie sobie taki malec na drodze, przed samym ciągnikiem. Szofer odgania go, straszy, krzyczy, włącza
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego