zawodzie, przeto gdzieś w połowie lat dwudziestych, Kamieński był profesorem poznańskiego Konserwatorium, zaś mieszkał <foreign>vis-a-vis</> naszego domu przy ulicy Grottgera, na poznańskim Łazarzu i pamiętam, jak spoza uchylonej firanki, pełen szacunku oglądałem przez okno wymarsze kompozytora na popołudniowe spacery z wyżłem u nogi, cygarem w ustach: na nogach sztylpy, sportowy zielony garnitur i filcowy kapelusz z borsuczą kitką. Wnoszę z tego, że Kamieński - gdy odpoczywał od Muzy - musiał chyba zajmować się dla wytchnienia myślistwem.<br><br> Wtedy zdawało mi się, że był twórcą wybitnym, tym chętniej więc teraz wędrowałem do teatru Wielkiego, żeby się zapoznać z jego - niejako - sztandarowym dziełem, operą