przewagę, że był najbliżej. Następnego dnia z rana sprzedali na Wołówce zapasową zmianę pościeli. Wystarczyło na bilety do Wrzosowa. <br><br><br>Nazajutrz po obiedzie mżyło, ni to deszcz, ni to śnieg. Ostre powietrze zawiewało, tłukło o szyby. W miarę ciepło, świat skurczył się do kilkunastu metrów, tyle widzieli, dalej to magma i szum. Wszystko mogło się z tego zrodzić.<br>- Ciepło, cholera, grypy będą, od mrozu nikt jeszcze nie umarł, a od tego diabelstwa wielu - Konstanty mruczał pod nosem, zły. Przyszedł popatrzeć, jak żyją, i po bańkę od mleka. Stali w kuchni przy oknie, blisko siebie, stykali się łokciami i palili skręty machorkowe. Sołdackie