mroku, nie wysuwała się nagle w krąg lampy drobna postać Kunickiego, świecąc bielą gorsu i srebrną siwizną włosów.<br>Małe, uważne a natarczywe oczy zdawały się wówczas wbijać w mrok, usiłując odnaleźć spojrzenie Dyzmy.<br>- Więc widzi pan, widzi pan, jak to jest ciężko z tą biurokracją małych urzędników prowincjonalnych. Szykany i szykany. Zasłaniają się przepisami, ustawami, a wszystko po to, żeby mnie zrujnować, żeby odebrać chleb zatrudnionym u mnie robotnikom. Panie Dyzma, w panu, dalibóg, jedyny ratunek, jedyny ratunek.<br>- We mnie? - zdziwił się Dyzma.<br>- W panu - z przekonaniem powtórzył Kunicki. - Widzi pan, już czwarty raz wyjeżdżam w tej sprawie do Warszawy i