stało się nic. Nikt nie zauważył mojej prowokacji, mojego eksperymentu.<br><br>Mimo tak wielkiej liczby żołnierzy i partyzantów w mieście nie odczuwało się grozy. Raczej ulgę, ciekawość. Mieszkańcy stolicy, którzy w mudżahedinach spodziewali się ujrzeć nieokrzesanych, żądnych krwi dzikusów, ze zdziwieniem odkrywali, że przypominają oni bardziej prowincjuszy, zawstydzonych i przestraszonych wielkomiejskim szykiem i gwarem. Dzień powszedni rewolucji nie wydawał się straszny. Jedynym, co martwiło naprawdę, była niepewność, co zrobi Hekmatiar. <br>Po dwudniowej ulicznej bitwie, wyparty z Kabulu ze swym wojskiem, Hekmatiar musiał uciekać. Wściekły i upokorzony otoczył miasto bateriami wyrzutni rakietowych i dział. Zaszył się w podstołecznej wiosce Czarasjab, skąd miotał przekleństwa