najszczerszych chęci nie dało się odczytać. W dodatku podróżni wcale nie spali, jak mi się na początku wydawało. Mieli otwarte oczy, ich ciała nie były pozbawione potencji, wręcz przeciwnie, energia życiowa była w nich większa niż podczas ruchu i wyobrażałem sobie, że wystarczy tylko potrzeć zapałką o draskę i cały tabor z ludźmi wyleci w powietrze, rozsypie się gdzieś w stratosferze i opadnie delikatnym, miałkim pyłem na całe miasto.<br>Schodziłem w dół po kamienistej wąskiej uliczce, musiał być środek lata, bo upał był nie do wytrzymania, z ledwością łapałem oddech. Na poboczu rozrastał się dziki ogród bzów, rozszalałych w letniej i