A baszta wisiała nad skłonem szarą, ponurą, kamienną ścianą: Na jej widok Maniusia przeszły ciarki <page nr=36> Przypomniał sobie ubiegłą noc i naraz zadanie, którego się podjął, wydało mu się ponad siły.<br>Zatrzymał się wśród gęstej tarniny. Z ulgą spojrzał na siebie. Pod nim, w zielonym pierścieniu lasu, leżało spokojne jezioro. Jego tafla odbijała wyraźnie posępną, kamienną basztę. Przez środek ciemnej wody płynął kajak. Ciągnął za sobą ślad podobny do narastających na siebie trójkątów. W ukośnych promieniach słońca migotały dwa wiosła jak muskające przeźrocz skrzydła ważki. A dalej, u drugiego brzegu, dryfowała wolno żaglówka. Jej biały żagiel, ledwie wzdęty słabym podmuchem wiatru, sunął