sprzęty zżarte przez korniki, na sepiowe fotografie i makatkę z krwistym zachodem słońca, na ściany malowane sinym wapnem. Wzrok jego zatrzymał się w końcu na oknie w połowie zabitym dyktą, gdzie skryta za firanką stała zielonkawa butelka ze strączkami pieprzu tureckiego, zalanymi spirytusem. Poszedł tam i odkorkowawszy flaszkę jął pić tajemny, przeraźliwie piekący eliksir Dziadzi Linsruma. Kiedy uczyniło mu się niedobrze, po omacku, oślepiony nagle, powrócił do łóżka i upadł na nie, nic nie widząc i nie czując. Resztką świadomości utwierdził się tylko w przekonaniu, że oto już umiera, że odchodzi stąd na zawsze, jak on, jak tamten... Obudził się w