takich niewinnych różowych lub zielonych śliczności - obok oliwka, orzeszki, krakersik, a jakże - dofasujemy odpowiednią ilość odpowiednich wódeczności, to cała naprzód, możemy się ululać na cacy. <br>Będę musiała odszukać tę butelczynę. Zawsze to trochę wyjaśni, czy dziabnęłam sobie tego strzemiennego, czy nie. Aż mi ślina na język przychodzi. Do diabła, mogło tak być. Chyba, żeby się samo wchłonęło, już nie wiem. <br>Tyle tylko że ani bardziej orzeźwiona, ani bardziej wigorowa się po tej kawie nie poczułam. Za grosz przedsiębiorczości, odwagi. Musiałam też nieźle uskarżać się i chlipać, gdy mój małżonek wykonał swój rytualny poobiedni telefon, jeśli już on sam zaproponował, abym wezwała taksówkę