boleśnie żenującą chwilę, dokładnie wtedy, gdy Konrad smacznie wkładał truskaweczkę w rozdziawione usta.<br>Gdybyż jeszcze ten prymityw udał, przez dyskrecję, że niczego nie widział! Ale nie, naturalnie skwitował zajście wybuchem gromkiego rechotu i wrzasnął jowialnie:<br>- Na zdrowie, mały! Jedz ile wlezie!<br>Grubiaństwo tego człowieka wprawiło Konrada w osłupienie. Czuł się tak, jakby go kto spoliczkował, i przez większą część drogi wiodącej ulicami Jeżyc, a potem Starego Miasta i Śródki, przetrawiał wydarzenie, czując narastającą chandrę i psychiczną niewygodę.<br><page nr=31> Oczywiście, truskawek już nie tknął. Nie będzie się starzec naigrawał. O, nie. Nie z Konrada Bitnera.<br>Samochód opuścił już obręb miasta, brodaty polecił Aurelii, by