jakieś polany leśne, powalone drzewa i inne tego rodzaju rekwizyty, do otaczającej mnie scenerii zgoła nie pasujące. A bez nich Baata ani rusz nie chciała mi się pojawić przed oczyma. I nie pojawiła się w końcu, bo otwarła mi jakaś całkiem obca pani, w związku z czym pierwszą myśl miałem taką, że trafiłem pod niewłaściwy adres i że ten zespół poszlak, które mnie tu doprowadziły, to jakaś kosmiczna, bezmyślna zgrywa, i że trzeba się z tego jak najprędzej wycofać, ale w ślad za nią przyszła druga, rozważniejsza, myśl, że to może być po prostu Baaty mama, a to wszystko, ta dezorientacja, to