ruchliwy, przyśpiewywał, to znów pogwizdywał, tak jednak, by nie obudzić śpiących przyjaciół. Godzina dziesiąta. Mieciek wyszedł gdzieś z samego rana. Student udał, że nie widzi Dziadzi nacierającego sobie ciało wodą kolońską, lecz skoro zobaczył go nakładającego z powrotem piżamę, od tych słów popróbował zawrzeć znajomość:<br>- Ma pan ciekawy strój. <page nr=76><br>- E, taki sobie... prosty.<br>- Czy nie uważa pan, że będą się za panem ludzie na ulicy oglądać - hehe.<br>- Ale... skądże! Przecież to rzecz domowa.<br>- To jakże, założy pan co innego?<br>- Tak, ubranie, w którym wczoraj tu przyszedłem - mój panie.<br>Wobec tego student umilkł i zagłębił się w książce. Lucjan i Zygmunt wstali prawie