drgnienia serca polującego nieustannie, nasze dusze szeptające w drzemce, że nie wszystko jeszcze stracone, zabite żelazem, betonem, cegłą, asfaltem.<br> Że wystarczy wyjść w przestrzeń poranną zasypaną po kolana świeżo spadłym śniegiem, aby z tropów zwierzęcych wietrzyć rozsiane piżmo wiodące do lasu, do leśnego parowu, do bajorek nigdy nie zamarzających, pochrząkujących, taplających się ogromnym miesiączkiem w pełni i jeszcze większym od niego odyńcem.<br> Usta nasze, śpiewajcie psalmy, drgnijcie dusze nasze, zasypane po siwe źrenice pyłem codziennym i kurzem od litanii ogromnej, na której zapisane są pazurkami, zgubionym piórem, racicą, kopytkiem, posoką przypominającą czerwony różaniec pierwsze zdania księgi łowów.<br> Sprawcie, niebiosa, żebyśmy je