z biczem w ręku, w czarnym kaftanie, z bufami spodni opadającymi na cholewy, wkraczał na do domu. Broda mu sterczała jak polano, które osmalił ogień. Zaczynał rozmowy o cenach żyta i cielaków a to stanowiło tylko wstęp do wybuchu. Wtedy, wrzeszcząc i gestykulując, biegał i ścigał domowników po wszystkich izbach, targał się za włosy i przysięgał, że zbankrutuje, jeżeli zapłaci, co zażądają. Zdaje się, że bez odegrania tej rozpaczy odjeżdżałby z poczuciem, że nie wypełnił tego, co uważa za zadanie dobrego kupca. Tomasz zdziwił się, że wrzaski ustawały nagle: Chaim już miał w ustach coś w rodzaju uśmieszku, siedzieli z dziadkiem