nie było. Pewnie rodzina zabrała zwłoki - oddychał niespokojnie, przeżywał opowiadanie, ręcznikiem ocierał czoło i kark. - Dopiero jak wygonili chłopów, oficer wezwał wójta i spisał protokół, tak na niego krzyczał, że tamten tylko się kłaniał i przepraszał. Mówił w kółko o krowie, no, bo dla nich najważniejsza świętość - wydął pogardliwie wargi, tarł palcem po szczoteczce wąsów - a ja tę świętość jem.<br>- Może chłopiec żyje? - nieśmiało zapytał Terey.<br>- Nie. Słyszałem, co kobiety mówiły. Zapisałem jego imię i nazwisko ojca. To biedaki. Oni nawet nie wiedzieli, że mogą się upomnieć o jakieś odszkodowanie. Całe życie ryją w ziemi. Jak wróciliśmy, powiedziałem o wszystkim - popatrzył