kiełbaski. Zbliżyłem je do ogniska i utrzymywałem tuż nad języczkami ognia, obracając kij tak, aby podpiekły się równomiernie ze wszystkich stron. Palacz tymczasem raczył się własnej roboty samogonem, świeżym zresztą, bo cała aparatura znajdowała się na miejscu, ukryta w tarze - blaszanym kontenerze służącym do przewożenia elementów wyrzutni rakietowej. Obok tej tary przechodziłem wielokrotnie, gdy pełniłem wartę, i rzeczywiście wydawało mi się, że czuć od niej jakąś specyficzną woń. Nie intrygowała mnie aż tak, aby zaglądać do środka tary, bo przecież wokół rósł las i ten zapach mogły wydzielać jakieś kwiaty, żywica, grzyby i czort wie, co jeszcze. Teraz wyjaśniło się dlaczego