zaś - oniryczny obraz dwojga ludzi szukających schronienia przed zagładą- stanowiły prawdziwy wstrząs dla hipisowskiej widowni. To nie był hymn "lata miłości". I rychło wszyscy ci, którzy nie dowierzali szlachetnym i optymistycznym hasłom wyśpiewywanym przez wykonawców flower- power, pod pisali w sercach pakt z Morrisonem.<br>Koncerty Doorsów przypominały pogański rytuał - Morrison tarzał się po ziemi, wił wokół statywu mikrofonu, skakał, potrząsał grzywą, Densmore wywijał rękami podczas gry, Krieger falował z gitarą, Manzarek zaś, bujając się i kręcąc głową, przypominał szamana dokonującego czarów nad klawiaturą. Suche brzmienie (substytuty basu nie były aż tak skuteczne) i ostry, silnie punktowany, niespokojny rytm stanowiły niezapomniane tło