pod rozpiętymi na tyczkach płachtami niepostrzeżenie - nawet dla siebie samych - umierały dzieci, nasi rówieśnicy, umierały - jak dowiedzieliśmy się później - z wycieńczenia, po prostu zabrakło im sił, aby wejść w darowaną wolność na własnych nogach, wynoszono je ze statku na kocach i kładziono na piasku, na ziemi, która już nie mogła tchnąć w nie życia, i kiedy raz, wiedziony ciekawością, podszedłem bliżej, widziałem to, tę śmierć jeszcze s t a m t ą d, która sięgnęła aż tu...<br>i od morza, wśród okrzyków młodocianych przekupniów, naszych rówieśników, którzy nauczeni przez lwowskich batiarów, zachwalali już po polsku:<br>- Coboli, coboli, jajka...<br>a miało to