dwie szpady; że blady jest bladością marmuru, jak gdyby już za życia był posągiem własnej niezmierzonej chwały, huczącej rykiem armat. W odwiecznym domu łapczywie nasłuchiwano wieści o tym pochodzie, jakby nasłuchiwano odgłosów burzy, co się za lasami przewala. W duszach błękitniały nadzieje, w sercach rosły tęsknoty. Bóg wojny oczarował umysły, tchnął wiarę w zrozpaczonych i smutnych. Powtarzały to "dęby dębom, bukom buki", a ludzie ludziom: gdzie jest, co czyni, jakie raczył wypowiedzieć słowo, co się potem toczyło jak grzmot przez polskie ziemie? Gdy nieskończony wąż armii wczołgał się na niezmierzone przestrzenie, w ciszę zapadły wsie i zaścianki. Wojna krwawiła się gdzieś