jakby zamarzłe oczy.<br>- A; to trzeba lepiej zaczekać, pani doktorowo - rzekł stanowczo kierownik. Pracowicie wychuchał w oblodzonej szybie otwór i przechylając głowę, jednym okiem spoglądał z ukosa na plac, na otwartą bramę, na ulicę, która wzbierała już tłumami, bębnił palcami po ramie okiennej, czekał na klienta. - Przecież pan dyrektor obiecał telefonować. Wyjdzie pewnie dzisiaj razem z córeczką pani doktorowej.<br>- Jasio tylko tak mówi. A jeżeli im się nie uda, Jasieńku? - Przeniosła znowu wzrok z sufitu na okno. Zwiędłe, pokurczone, robaczywe dłonie <page nr=29> położyła na żółtej chustce, zacisnęła palce, jakby ją chciała zerwać z ramion, i bezwładnie opuściła na kolana.<br>- Co też pani