przez rzadkie lasy brzozowe, pełne wykrotów, nalanych bagnistą wodą. Czasem zerwał się sprzed jego stóp zając-idiota, wielce nastroszony, i zapadał w kotlinie, aby znowu zasnąć lekkim snem, pełnym widm, kosmatych i szczekających.<br>Około południa usłyszał splątane krzyki i nawoływania. Orkiestra była diabelska i gdyby w pobliżu znajdował się cmentarz, ten i ów nieboszczyk, spać w tym zgiełku nie mogąc, byłby zabrał trumnę i przeniósł się w spokojniejszą okolicę. Nad śliczną wodą odprawiała krzykliwe igrzyska liczna banda urwipołciów pod przewodem zuchowatej dziewczyny-jenerała. Szczególnie śmieszny był długonogi jakiś dryblas, piegowaty jak indycze jajo. Po dwóch stronach wody bieliły się dwa obszerne domy, a