o koniach, pamiętając jedynie o szczęśliwym dziadzie w Monte Carlo.<br>Wręczył kasjerce następne pięćset złotych, mówiąc stanowczo to, co mu wpadło w ucho przy bufecie:<br>- Dwa trzy. Pięć razy.<br>Dumny i głęboko poruszony, nie zatrzymywał się już nigdzie, lecz jął obchodzić w koło całe pierwsze piętro. Miał niejasne wrażenie, że teraz powinno się dziać coś, w wyniku czego on znów będzie wygrany, nie wiedział tylko dokładnie, co by to mogło być. Opętany obsesją dziada nie mógł się pozbyć mglistej wizji zielonego stołu, toczącej się kulki ruletki, rozdawanych kart lub czegoś w tym rodzaju. Dzwonek, oznaczający zakończenie przyjmowania wpłat, napełnił go głębokim