Sieroctwo jej nie przejmowało wzruszeniem, ale zgrozą. <br><br>W straszliwym opuszczeniu i poniewierce tego dziecka, w opuszczeniu <br>odartym zupełnie z wdzięku rzewności było coś, <br>co mroziło mnie aż do głębi serca. <br><br>Nigdy dotychczas nie widziałam ludzi bitych. Nie zdarzyło <br>się także nigdy, aby ktoś podniósł na mnie <br>w domu rękę. <br><br> I teraz, gdy patrzyłam na jej posiniaczoną <br>twarzyczkę i na to przykucanie z główką wtuloną <br>w ramiona, żeby ochronić potłuczone ciałko od zetknięcia <br>z ziemią, doznawałam uczucia wstydu! Palącego, okropnego <br>wstydu! Zupełnie, jak gdyby to mnie samą pobito i sponiewierano, <br>i jakbym to ja sama siedziała tak przykucnięta koło <br>śmietnika, ukazując całemu światu