dobroć, to nie zaczynaj. Ja się obejdę bez litości. - Takiś dosłowny, że naprawdę...<br>Dosłowność już mu kiedyś wymawiała w sadzie, jest w tym słowie echo tamtych dni i nocy, oddech wstrzymanych wyznań, tajonej tęsknoty.<br>- Pytałeś się mnie, pamiętasz - może byśmy się pobrali? No więc przyszłam... Skoro tak już za sobą tęsknimy, to po <page nr=368> co mamy się dalej dręczyć? Może naprawdę lepiej, żebyśmy się pobrali.<br>Szczęsny wstaje, dłonie ociera - dłonie uwalane w węglu ociera o spodnie. Prosi, nie patrząc na nią, prawie surowo: Ano weź mnie za szyję... - Madzia przybliża swą twarz, usta, ale Szczęsny uchyla się od nich, bierze ją raptem