splata kratę, matę,<br>w mgieł mrocznych poświatę,<br>więc tam,<br>przebijając skłębień gruzłowiska,<br>cicha, mała, nieśmiała,<br>gdzieś, jakoś,<br>w zakamarku,<br>wyrosła brzózka o białku skóry.<br><br>Delikatnie malowana<br>przez słońca kolędy,<br>które ledwie tu słychać,<br>rzuca nieśmiałe sznury<br>na kłębowisko wokół rozwieszone.<br><br>Splotem nitek światła i cieńków dźwiękami<br>umilkła oczarowana,<br>zaczarowana mgnieniami,<br>tkanina zbulgotana.<br>Przestała burem prychać<br>i zapatrzona w brzózkę<br>zagniotła poradlone, zmęczone,<br>różnorodów barwami ręce rozplecione.<br>Zasłuchana ucichła<br>nieświadomie mieszając ciała,<br>traw wikliny, pastwiny,<br>i zastygła się w bluzkę<br>co przeplatana miodem,<br>kolor ma ciemnozielony, wypieszczony,<br>stęskniony...<br>I stało się nie tak czarno.<br><br>W obliczu plamki drzewka,<br>zakwitła pięknem głęboka,<br>pełna