pani Anna pomyślała, że chyba trupem padnie. Zadzwoniła na policję. A oni nie tylko o adres pytają, ale i o nazwisko i czy skargę składa. - O, niedobrze, myślę sobie, toż ci z góry żyć mi nie dadzą. Pamiętała, jak kilka miesięcy wcześniej, po dwóch czy trzech godzinach awantury, z wrzaskami, tłuczeniem szkła i przewracaniem mebli, zastukała kijem od szczotki w sufit. I wtedy ktoś z góry wrzucił jej na balkon butelkę po piwie, która rozbiła się w drobny mak.<br><br>Dobrą godzinę później, gdy policja przyjechała, ten facet z wycieraczki siedział na schodach - podglądała go przez judasza - i but sobie zakładał. Zabrali