Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
nocnym najściu nie było więcej mowy.

Po południu wyjechałem z Pliut.

56. WUJ BRONISŁAW

Siedziałem na pokładzie z zamkniętymi oczami, z twarzą zwróconą do słońca. Z nieba sączył się żar i tylko z rzadka powiew wietrzyka przypominał o dalekich przestrzeniach, po których toczył się Dniepr. Koła statku z miarowym warkotem tłukły o wodę. Obok mnie na ławce siedziały dwie kobiety z koszem śliwek. Zakasały spódnice aż po uda i rozkraczyły nogi, żeby im było chłodniej. Raz po raz wkładaly do ust całe śliwki, a pestki wypluwały za burtę. Zalatywało od nich potem i krochmalem z przepoconyćh bluzek. Spoglądałem od czasu do
nocnym najściu nie było więcej mowy.<br><br>Po południu wyjechałem z Pliut.<br><br>&lt;tit&gt; 56. WUJ BRONISŁAW&lt;/&gt;<br><br>Siedziałem na pokładzie z zamkniętymi oczami, z twarzą zwróconą do słońca. Z nieba sączył się żar i tylko z rzadka powiew wietrzyka przypominał o dalekich przestrzeniach, po których toczył się Dniepr. Koła statku z miarowym warkotem tłukły o wodę. Obok mnie na ławce siedziały dwie kobiety z koszem śliwek. Zakasały spódnice aż po uda i rozkraczyły nogi, żeby im było chłodniej. Raz po raz wkładaly do ust całe śliwki, a pestki wypluwały za burtę. Zalatywało od nich potem i krochmalem z przepoconyćh bluzek. Spoglądałem od czasu do
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego