co i jak. Lokaja nie było, znikł. Radzieccy żołnierze zwlekali się z posłań, przed gankiem na podjeździe kilku brało się do pieczenia ubitego byczka. Wywlekli go z obory, zarżnęli, obdarli ze skóry, nikogo o nic nie pytając. Wypatroszone zwierzę wisiało nad ogniskiem. Żołnierze obsiedli ogień, nie wadził im śnieg, który topniał szybko od rozchodzącego się ciepła. Kilku wróciło do dworu i uwinęli się przy samowarze. Nie minęło wiele, a olbrzym zaszumiał.<br>Około południa wróciła do dworu Marysia Burak. Wsunęła się do kuchni, przymiliła Gawlikowej, gotowa do pracy. Zagniewana kucharka udawała, że nie dostrzega dziewczyny. Mruczała niby do siebie o szczurach, co