przybłęda wyrwał biegiem. Trzasnęła krótka seria. Czyjś krzyk: <page nr=319> - Idą!<br>- Nie strzelać! Nie strzelać! - to Jagiełło. Rusza do przodu z półgłośnymi przekleństwami. Po chwili są już razem z tamtą grupą. Morro, nieprzytomny od rany na przestrzał przez nasadę nosa, leży pod ścianą. Obok Jagiełło z kimś drugim wlecze rannego. To ich towarzysz, niecierpliwy, zbity przez Zygmunta niedoszły samobójca z piwnicy. Trafiony przez powstańczy posterunek, który, półprzytomny w upale rozparzonej niedawnym pożarem piwnicy, wziął biegnącego w zdobycznym hełmie powstańca za Niemca, szarpie się teraz w ramionach Jagiełły, broni się przed nim, aż wyprężony w jakimś śmiertelnym charkocie, opada na ziemię.<br>- Gotów - mruczy Jagiełło