mogła opuścić Malenia ze świadomością, że choćby bez daremnej próby pozostawia rodzinę Surmów. Jeżeli Surma tam siedzi, dlaczego i nie ja? Dręczyło poczucie, że sama jest wolna, o nic nie oskarżona, może jechać, pracować, żyć. Łagodziła niepokój sumienia, kupując dla Surmowej jarzyny, mleko, czasem kawałek mięsa. Gotowała. Gawlikowa bowiem jakby traciła świadomość. Skarżyła się na bóle nóg, bredziła o dziedzicu, o Stasiulku, na którego czekała. Co i rusz wlokła się ku oknu i patrzyła na drogę, gderając, że spóźnia się na obiad. Albo narzekała na Surmę. Niby kuzyn, cioteczny brat, a wcale nie dba o Stasiulka, gdzieś go poniosło, zaś tutaj