stanie ustawicznego zagrożenia, nie powtórzyły się już dni grozy na taką skalę, jak w pierwszych latach pojawienia się zarazy.<br> Oblicza się, że w połowie XIV wieku co najmniej jedna czwarta ludności kontynentu padła ofiarą dżumy, a były pewne rejony Europy, gdzie straty w ludziach były jeszcze wyższe. Wsie i miasteczka traciły niekiedy wszystkich mieszkańców, wielkie miasta były sparaliżowane, dławiła je śmierć i lęk przed śmiercią. Pisał współczesny lekarz: "Tak zaraźliwa była choroba, że nikt nie mógł przybliżyć się do chorego, aby się nie zaraził. Ojciec nie odwiedzał syna, syn nie odwiedzał ojca. Miłosierdzie umarło, a nadzieję porzucono..."<br> Każdy, kto potrafił, ratował