cyprysami. Oddałem list.<br>Dochodziła druga. Należało coś zjeść, no i przy tej okazji przeczekać najgorętsze godziny. Z wolna bowiem, zachwyrnny jak byłem, traciłem to rozedrganie, które mi towarzyszyło od chwili, kiedym się znalazł wśród piękności i dziwności tej dzielnicy. Popadłem w otępienie. Ałe na razie nie widziałem wokół siebie żadnej traktierni czy baru: Tylko po jednej stronie te co najmniej dziesięciometrowe, prostopadłe, niegdyś obronne mury, skąpo poprzebijane wejściami, i po drugiej wille różnych kościelnych, świeckich albo duchownych szyszek, które cenily sobie mieszkanie tutaj nie tyle dla bliskości murów, co dlatego że to było w dobrym stylu. Słyszałem o tym wszystkim od