Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
Żegnam się już, gdy nagle ktoś z załogi "Ocioszyńskiego" pół żartem, pół serio rzuca:
- Panie Andrzeju, co się będzie pan mordował i marzł w tej Japonii. Jedź pan po kota i walcie z nami do Polski. Wrócimy razem wiosną, przywożąc was i sprzęt. Sprawa prosta!
Z ciężkim sercem zszedłem po trapie. Słowo ptakiem wyleci... Oj, nie wie, nie wie ów marynarz, którego nazwiska nawet nie zapamiętałem, jakiego klina zabił w moją ledwo pokrytą odrastającymi włosami głowę.
- Gdyby nie jacht, gdyby nie jacht... - powtarzałem sobie cały czas, jadąc do Tokio.
Istotnie, z jachtem nie było dobrze. Ściślej ze zmianą miejsca, gdzie mógłby
Żegnam się już, gdy nagle ktoś z załogi "Ocioszyńskiego" pół żartem, pół serio rzuca:<br> - Panie Andrzeju, co się będzie pan mordował i marzł w tej Japonii. Jedź pan po kota i walcie z nami do Polski. Wrócimy razem wiosną, przywożąc was i sprzęt. Sprawa prosta!<br> Z ciężkim sercem zszedłem po trapie. Słowo ptakiem wyleci... Oj, nie wie, nie wie ów marynarz, którego nazwiska nawet nie zapamiętałem, jakiego klina zabił w moją ledwo pokrytą odrastającymi włosami głowę.<br> - Gdyby nie jacht, gdyby nie jacht... - powtarzałem sobie cały czas, jadąc do Tokio.<br> Istotnie, z jachtem nie było dobrze. Ściślej ze zmianą miejsca, gdzie mógłby
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego