miłość! - parsknęła beztroskim śmiechem Maria i dygnąwszy nam dystyngowanie, <page nr=21> odeszła ulicą wzdłuż siatki, naprzeciw chmurom, które wiatr gnał nad naszymi głowami. Minęła sklep paskarza, gdzie nabywałem chleb i kaszankę na śniadanie, a chłop swoje dzieci zamknięte w szkole. Znikła za rogiem nie obejrzawszy się. Patrzyłem za nią jeszcze chwilę, jakby tropiąc w powietrzu jej ślad.<br>-Miłość, oczywiście, że miłość! - powiedziałem uśmiechając się do Tomasza.<br>- Daj furmanowi wódki, jeżeli masz gdzie pod łóżkiem - rzekł Tomasz. - Chodź, trzeba zbratać się z ludem.<br><br>2<br>Nocą spadło trochę śniegu. Zanim otworzyłem oficjalnie bramę na znak rozpoczęcia dnia handlu, wyprawiwszy pijanych gości i sprzątnąwszy pokój, furman