sierści miasta, które coraz bardziej upodobniało się do kundla z przetrąconym kręgosłupem - miasta, które za dnia strząsnęło z siebie wszystkich tu obecnych, kazało im szukać sobie przestrzeni w mroku, w ukryciu, w ruinach i w kazamatach urządzeń komunalnych. Taniec długowłosych, pląs łysych, migające ćwieki, szur szur szur chlebaków, ogniki gorejące tu i tam - a wszystko to byłoby wschodnim surrealizmem, gdyby nie to, że odbywało się naprawdę i że na niski sufit tuż ponad głowami naprawdę parł zimny smoczy brzuch rzeki, lepkiej od przemysłowych ścieków, i że klekotliwe reagge przyfastrygowane do tej północnej niziny i tej tłocznej sali wydawało się nawet jemu, przypadkowemu świadkowi