zmęczenia. Pragnął tak w nieskończoność płynąć i płynąć. Turlać się, skakać, robić koziołki jak wodny efeb, fircyk jeziorny...<br><gap reason="sampling"><br>Zygmunt czuł się fatalnie. Ból pulsował w skroniach, apap nie pomagał. To było do przewidzenia: koszmarne sny, Północny, potem prążkowana wykładzina chmur, która nie mieściła się w systemie niebologii, niby radosny, tańczący tunel lasu i na koniec Zyzio przy krzyżu z Chrystusem. Jak długo to można ciągnąć? Jak długo trzeba to ciągnąć, no i pytanie fundamentalne - jak długo da się to ciągnąć? Oszczędności kończyły się błyskawicznie, na kawie i chlebie z majonezem nie pożyje. Niestety, Zygmunt nie był bohaterem tragicznym. Robak był tragiczny