Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
matka uważa, że to, co się teraz będzie działo w domu, to nie dla mnie. Trudno. Niech tak myśli!

Toteż gdy Jewdokia zatrzymała konia za mostem, wyskoczyłem z dorożki i pobiegłem szybko pod górę w kierunku znajomej bramy.

- Nie wracaj, aż po ciebie przyślę! - zawołała za mną matka.

Dorożka odjechała turkocząc po bruku, a ja z uczuciem ulgi pchnąłem furtkę i wszedłem do domu Jakubów.

Na podwórzu stała Polina.

- Dzień dobry, Adamczyk - powiedziała zapuszczając mi palce we włosy - chodź ze mną, idę do Zinoczki.

W oficynie, którą zajmowała Zenaida Mojsiejewna, były trzy pokoje. W jednym z nich mieścił się gabinet dentystyczny
matka uważa, że to, co się teraz będzie działo w domu, to nie dla mnie. Trudno. Niech tak myśli!<br><br>Toteż gdy Jewdokia zatrzymała konia za mostem, wyskoczyłem z dorożki i pobiegłem szybko pod górę w kierunku znajomej bramy.<br><br>- Nie wracaj, aż po ciebie przyślę! - zawołała za mną matka.<br><br>Dorożka odjechała turkocząc po bruku, a ja z uczuciem ulgi pchnąłem furtkę i wszedłem do domu Jakubów.<br><br>Na podwórzu stała Polina.<br><br>- Dzień dobry, Adamczyk - powiedziała zapuszczając mi palce we włosy - chodź ze mną, idę do Zinoczki.<br><br>W oficynie, którą zajmowała Zenaida Mojsiejewna, były trzy pokoje. W jednym z nich mieścił się gabinet dentystyczny
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego