otarcia skóry) i płaczącego, tak, płaczącego śmieszka, i podają bukłak z wodą, którą chciwie łykam, a krople ściekają na fikuśny, pełen łat kubrak. Potem, kiedy księżyc przeświecając zza dębów wzywać będzie lunatyków i samobójców, odkrzykują coś niecierpliwym klientom tłukącym do solidnych na szczęście drzwi i ręka w bransoletach z fałszywymi turkusami, pięknie odcinającymi się od opalonej skóry, pewnie okala pasem płótna skrwawione i sine od razów ramię. W oczach uciekających w głąb obolałej czaszki kolor krwi zlewa się z barwą pomalowanych paznokci. Sowizdrzał znów zapada w ciemność. <br>A gdy nad ranem pieją już koguty i świeca nie daje cienia, zmęczone kurtyzany